William Henry - definicja elegancji


Troszkę historii... Noże William Henry zaistniały w mojej świadomości już kilka lat temu, gdy Matt Connable założył do spółki ze swoim przyjacielem firmę „Willaim Henry Knives” z zamiarem produkowania pięknych i użytecznych noży z pogranicza technologii produkcyjnej i noży „custom made”. Od samego początku noże WH (William Henry) oferowały doskonałą jakość i wykorzystanie najlepszej dostępnej technologii metalurgicznej, co poparte zostało wieloma nagrodami, także tymi najważniejszymi, czyli „Blade Magazine Manufacturing Quality Award” za jakość wykonania oraz tytułami „Blade Magazine Best Knife of a Year”. Jednak od około roku, wraz z zastosowaniem nowego materiału na klingi, firma William Henry Knives dokonała rewolucji w zakresie osobistych noży „gentleman’s” i ich użytkowości. Dotychczas noże tego typu stanowiły w ogromnej większości bardziej przedmiot do podziwiania niż narzędzie tnące z prawdziwego zdarzenia (chlubnym wyjątkiem jest tu doskonały, w pełni użytkowy nóż „Mnandi” firmy Chris Reeve Knives). Matt Connable postanowił zmienić taki wizerunek eleganckiego noża jako „jedynie zabawki dla meżczyzny” raz na zawsze! I przyznam szczerze, iż udało mu się to znakomicie.

Podejście do tematu William Henry zajęło mi prawie dwa lata, i wreszcie, po tym długim czasie, udało mi się przekonać założycieli (i jednocześnie właścicieli) firmy, iż znajdą we mnie godnego reprezentanta swoich produktów w Polsce. Nie ukrywam, iż czuję się w pewien sposób dumny i wyróżniony, dołączając do niewielkiego grona autoryzowanych dealerów William Henry na świecie. Ale i te dwa lata nie były bynajmniej dla mnie zmarnowane. W tym czasie zgłębiłem swoją wiedzę o podejściu firmy do tematu noża, poszerzyłem wiedzę na tematy technologii stosowanej przez WH i generalnie zapoznałem się z tym, co dziś oferuje się w zakresie eleganckich noży z górnej półki. Rewolucja się dokonała, a jej efekt zobaczyłem w tym roku na własne oczy na Blade Show w Atlancie.

Dziś William Henry oferuje pełną gamę noży dla gentleman’a. Od prostej elegancji tytanu i stali w serii „Titan”, po wyszukane materiały i formę serii „Da Vinci”. Poza tym ze studia William Henry wychodzą też limitowane serie, czy nawet pojedyncze sztuki noży będące raczej małymi dziełami sztuki niż narzędziami, mimo zachowania pełni możliwości użytkowych. Ręczne techniki złotnicze, skomplikowane grawerunki, kamienie szlachetne... tak, tak, William Henry to także studyjne modele o niepowtarzalnym pięknie. Ale zejdźmy trochę na ziemię, aby zapoznać się z tym, co tworzy dziś wizerunek firmy, i aby poznać prawdę o tym, jak powstają te wręcz dzieła sztuki. Poznajmy siłę napędową William Henry, czyli połączenie tradycji i nowoczesności, rękodzieła i technologii cyfrowej. WH bierze to, co najlepsze z tych światów i zaprzęga do pracy na własne potrzeby... efekt jest piorunujący!


Tradycja i technologia. Nie będzie cienia przesady w stwierdzeniu, iż noże William Henry łączą w sobie w pewien magiczny wręcz sposób klasyczną elegancję z najnowocześniejszą technologią dostępną w tym przemyśle. Zacznijmy więc od tego, co w każdym nożu najważniejsze, czyli od klingi. Matt Connable zdecydował się wprowadzić do swoich noży stal warstwową z rdzeniem z doskonałej, niezwykle twardej stali ZDP-189. Jest to materiał o tyle ciekawy, że łączy w sobie z jednej strony sprężystość (zapewnianą przez warstwy zewnętrzne ze sprężystej stali) zaś z drugiej niezrównaną odporność na stępienie dzięki temu, iż stal rdzeniowa ZDP-189 pozwala się zahartować do niebywałej twardości 67HRC bez utraty odporności udarowej! Dla porównania dodam, iż ostrza z nowoczesnych monolitycznych stali (jak S30V, S90V, BG42, 154CM itp.) pozwalają się hartować do twardości maksimum 60HRC, a ze wzrostem twardości ponad tą wartość bardzo rośnie podatność na wykruszenie. Ale ZDP-189, dzięki bardzo zaawansowanej proszkowej technologii wytwarzania, pozwala na uzyskanie tak wysokich twardości bez ujemnych skutków, szczególnie w przypadku noży tej wielkości. Co ciekawe, stal ta produkowana jest póki co jedynie przez jedną firmę, a mianowicie przez bardzo nowoczesną japońską hutę Hitachi, a proces wytwarzania objęty jest ścisłą tajemnicą. Jedyną wadą tej stali jest bardzo wysoka cena (niestety), ale stworzenie materiału tak doskonałego nigdy tanie nie było i nigdy tanie nie będzie. Wszystko to, co napisałem, przekłada się na niezrównaną ostrość kling WH oraz odporność na stępienie. Klasa tych kling, z punktu widzenia techniki, jest wprost niebywała, i powiem szczerze, iż póki sam nie doświadczyłem możliwości tych ostrzy, byłem do tych rewelacji nastawiony nieco sceptycznie. Ale fakty są faktami, i nie można zaprzeczyć iż ZDP-189 w wersji warstwowego laminatu to aktualnie najlepszy moim zdaniem materiał na nieduży podręczny nóż, który ma za zadanie ciąć, ciąć i ciąć. W końcu te noże to wręcz przeciwieństwo taktycznych „łomów” (które też mają swoje miejsce oczywiście).

Miłym akcentem jest też fakt, iż laminat tego typu wygląda bardzo atrakcyjnie, dzięki linii podziału twardości przypominającej hamon japońskiego miecza. Zresztą związek noży William Henry z japońskimi mieczami jest dużo głębszy niż się to może wydawać, gdyż wszystkie klingi mają szlif wykonywany ręcznie (!) w japońskiej manufakturze znakomitego szlifierza z regionu Seki, który na co dzień zajmuje się właśnie wytwarzaniem tradycyjnych mieczy samurajskich. Szlif główny położony na klingach Willam Henry jest tak pięknie poprowadzony ręką mistrza, że żadna maszyna nie byłaby w stanie odtworzyć tych kształtów i nadać im takiej płynności i lekkości. Cóż, w pewnych aspektach tradycja nadal przoduje nad nowoczesnością, i Matt Connable potrafi doskonale to wykorzystać łącząc te dwa, jakże różne, światy. Klingi sa później polerowane na lustro i delikatnie ręcznie satynowane, lub przekazywane do nałożenia czarnej powłoki DLC (Diamond Like Coating), która z uwagi na swoją twardość powierzchniową zabezpiecza ostrze przed porysowaniem i nadaje elegancki wygląd "czarnej stali". Końcowe ostrzenie i polerowanie krawędzi tnącej wykonuje sam Matt, przez co żaden nóż nie opuści firmy Willaim Henry przed jego osobistą inspekcją.

Należy też tutaj wspomnieć o klingach z kutej ręcznie stali damasceńskiej, która używana jest zarówno na okładziny boczne rdzenia z ZDP-189 (tzw. Waved Damascus), oraz również ręcznie kuty damast mozaikowy na całą klingę w przypadku najwyższych linii noży William Henry. Damast dla WH wykuwany jest jedynie przez Mike’a Norrisa, który posiada tytuł ABS Master Smith, uznawany za najwyższy w świecie w hierarchii kowali kujących noże. Tyle o duszy noża, czyli klindze.


Sztuka tworzenia elegancji. Rękojeść opisywanych noży nie odbiega zaawansowaniem technologicznym od klingi. Szkielet rękojeści frezowany jest ze stopu tytanowego stosowanego także w przemyśle kosmicznym, lub ze skuwanego ręcznie mokume-gane (kutego metalu, którego warstwy układają się jakby słoje drewna). Cały boczny szkielet oraz bolstery wyfrezowane są z jednego bloku metalu i obejmuje to także wewnętrzne wyfrezowania swego rodzaju „komór powietrznych”, które zmniejszają masę noża bez zmniejszania jego wytrzymałości (tzw. technologia plastra miodu). Dokładność frezowania cyfrowego nozy WH na maszynach CNC osiąga pojedyncze mikrony, i w przybliżeniu odpowiada 1/16 grubości ludzkiego włosa! To chyba najdobitniej świadczy o tym, jaką wagę przywiązuje się do jakości wytwarzania. W zależności od modelu rękojeść wykonana jest albo z pełnego tytanu, albo posiada okładziny ze starannie dobranych materiałów. Wśród noży WH znajdziemy więc modele z okładzinami z włókna węglowego (seria Attache), naturalnej macicy perłowej w złotym odcieniu (seria Nautilus), egzotycznego drewna wężowego (Snakewood, seria Rio), a także z tak wyszukanych materiałów jak koral, kość, skamieniałe ciosy mamuta czy ciosy kopalnych morsów i narwali, zmineralizowane w ziemi przez tysiące lat. Blokada zastosowana we wszystkich nowych modelach WH to, znany głównie z noży automatycznych, plunge-lock. Dzięki takiemu rozwiązaniu zapewniona jest zarówno wytrzymałość w kierunku składania, ale co równie ważne, takze łatwość i bezpieczeństwo obsługi (przy odblokowaniu palce nie znajdują się na linii ostrza).

Co niemniej istotne, tego typu blokada pozwala na bardzo elegancką konstrukcję noża, bez zachodzących poprzecznie linersów, szczelin czy dźwigni, które nie przeszkadzają optycznie w nożu taktycznym, jednak w klasie "gentleman's knife" są raczej niemile widziane. Okrągły kołek zwalniający blokadę jest estetyczny, nie kłóci się z formą noża, oraz można go wykorzystać wręcz jako element zdobniczy np. po osadzeniu w nim delikatnie połyskującego szlachetnego kamienia czy przy wyłożeniu harmonizującą z rękojeścią macicą perłową. I znów wygoda, bezpieczeństwo, technologia i piękno... po prostu klasa. Oczywiście jak na studyjną pracę przystało, także rękojeściom ostateczny szlif i spasowanie nadaje ręczna praca artystów, którzy dopasowują samodzielnie układ materiałów i przez ostateczną obróbkę szlifierską oraz polerską tworzą piękne, gładkie, płynące wręcz kształty rękojeści noży William Henry. Tu nie ma produkcji taśmowej, a każdy nóż wykańczany jest ręcznie przez jedną osobę, która zajmuje się nim na całym etapie kompletowania elementów, składania, spasowania i polerowania rękojeści, oraz regulacji mechaniki. W efekcie otrzymujemy pięknie wykonane narzędzie, stanowiące jednolitą, spasowaną ze sobą indywidualnie, całość a nie jedynie składankę standardowych elementów. To właśnie takie podejście odróżnia WH od innych producentów noży i pozwala o nich mówić nie w kategorii noży produkcyjnych, ale w kategorii semi-custom. A w przypadku pojedynczych noży robionych całkowicie ręcznie na specjalne zamówienie, można spokojnie mówić o nożach custom-made.

Mechanika noża działa oczywiście bez najmniejszych zarzutów - gładko, delikatnie i bardzo pewnie. Pomagają w tym teflonowane podkładki ostrza oraz odpowiednie zgranie i wypolerowanie elementów wewnętrznych osi i blokady. Aby nie zakłócać szlachetnej linii zrezygnowano z mocowanego z boku klipsa. W zamian za to do każdego noża dołączony jest tzw. clip-case, czyli skórzana pochewka na nóż wyposażona w klips. Dzięki temu nóż można wygodnie nosić przy krawędzi kieszeni spodni czy marynarki. W wyjmowaniu noża pomagają elegancko zaplecione rzemienie, często ozdobione wykończeniami z kości lub drewna czy okuciami ze srebra a nawet złota i platyny.


Zawsze pod ręką. Noże William Henry, w zamyśle Matta Connable, przeznaczone są do codziennego noszenia. Lekkie, smukłe, użyteczne. Większość codziennych czynności zarezerwowanych dla noża wykonają z niezwykłą lekkością. Noże William Henry to jedne z nielicznych narzędzi tnących, których wyjęcie nie tylko nie wzbudzi negatywnej reakcji otoczenia, ale raczej ciekawość, a może nawet pewną zazdrość? Cóż, tutaj w parze z parametrami użytkowymi idzie nie tylko klasa, lecz po prostu piękno i wyszukanie formy. Materiały i rozwiązania techniczne podążają za ideą tworzenia noży jak najlżejszych, wręcz niewyczuwalnych w kieszeni. Dzięki temu ostry kompan może być zawsze pod ręką, ale przy całodziennym noszeniu po prostu zapomina się o tym, że nóż jest w kieszeni. Oczywiście do czasu, jak trzeba coś przeciąć, otworzyć, obrać, odciąć, pokroić, itd.

Oczywiście już słyszę to pytanie: „a jak to tnie, panie Piotrze?”. Cóż, po tym, czego doświadczyłem podczas BaldeShow 2005 i później, z moim „Titanem” w kieszeni, mogę jedynie odpowiedzieć, że to jest trudne do opisania w prostych słowach. Klinga wykonana na rdzeniu ze stali ZDP-189 jest doprowadzona do niewyobrażalnej wręcz ostrości i spokojnie odcina końcówki włosów prowadzona kilka mm nad (!) przedramieniem. Ten nóż płynie przez materiał, cięcie przypomina operowanie skalpelem. Najważniejszą jednak cechą jest to, iż krawędź tnąca o twardości 67HRC po prostu nie chce się stępić, ani na twardym drewnie, ani nawet przy przypadkowym kontakcie z ceramicznym talerzem podczas krojenia. To po prostu zmienia sposób patrzenia na nóż, który się używa, a nie ostrzy. Używa, używa, używa... Oczywiście każda krawędź tnąca wymaga kiedyś naostrzenia, ale tu kolejna niespodzianka! Używając supertwardych spieków ceramicznych (np. kamienie Spyderco z aluminy) można noże te naostrzyć relatywnie łatwo (na pewno nie trudniej niż nóż z S30V). Jest to zasługą struktury krystalicznej stali ZDP-189, gdzie przy ostrzeniu usuwa się nie tyle cała strukturę krystaliczną metalu jak to mam miejsce w klasycznej stali, ale fazę metalu o mniejszej twardości, w której osadzone są bardzo gęsto mikroskopijnej wielkości ziarniste karbidki, odpowiedzialne za trzymanie ostrza i wysoka twardość krawędzi tnącej. Dzięki temu ostrzenie przebiega nie trudniej niż ma to miejsce w większości współczesnych noży, jednak należy pamiętać o zastosowaniu wysokiej klasy ceramicznych ostrzałek, a jedynie ostateczne polerowanie ostrza można przeprowadzić na naturalnych kamieniach, i to o bardzo drobnym ziarnie (np. Arkansas Hard). Z uwagi na dość lekką konstrukcję noży, zalecałbym wykorzystywanie ich zgodnie z przeznaczeniem, czyli do cięcia, a nie w roli np. śrubokrętu czy dłuta, a dobrze traktowane pozostaną niezwykle ostre przez bardzo długi czas. Co ważne, bo podkreślające nastawienie firmy, William Henry Knives oferuje darmowy serwis ostrzenia swoich noży sprzedawanych w autoryzowanej sieci sprzedaży.


Noże te sprawdzą się zarówno w biurze, gdzie raczej trudno wyobrazić sobie operowanie np. Striderem SmF, jak też w domu, czy na wyjeździe. Szczególnie niektóre modele z serii Titan i Attache (a dokładnie „Spear Point”, mniejsze „Lancet” i „Westcliff” oraz zaprojektowany przez znanego nauczyciela survivalu Toma Browna model B15 „Quest”) pomyślane są o użytkowaniu także jako lekkie noże osobiste na wędrówce, wyjeździe za miasto, czy po prostu na spacer po parku czy lesie. Przygotowanie kanapek, obranie grzybków, sprawienie złowionego pstrąga, przycięcie liny czy sznurka, zastruganie kijka na ognisko... to żaden problem dla tych noży! Z resztą sam Tom Brown mówi, że precyzyjny i bardzo ostry nieduży nóż, potrafi oddać nieocenione usługi w terenie. Praca nim jest lekka, szalenie dokładna, nie wymaga używania dużej siły, pozwala zachować pełną kontrolę. Oraz najważniejsze... taki nóż można mieć przy sobie ZAWSZE I WSZĘDZIE, niezależnie od tego, jaki posiadamy ekwipunek dodatkowy. Przy wadze rzędu 40-50 gramów (!) odpada argument, iż branie dodatkowego noża poza dużym survivalowym „siedmiocalowcem” nadmiernie obciąża ekwipunek... już więcej waży paczka papierosów. Tak więc na noże te należy z jednej strony patrzeć jak na elegancki przedmiot, a w przypadku serii takich jak Spryte, Nautilus czy DaVinci wręcz dzieło sztuki, z drugiej zaś jak na w pełni użyteczne narzędzie tnące, o niezwykłych właściwościach w zakresie cięcia. Tak jak już wcześniej pisałem... lekkie, smukłe, użyteczne. I piękne. Takie właśnie są noże William Henry.

I zapraszam jeszcze do galerii poniżej...

tekst i zdjęcia: Piter


Galeria zdjęć noży William Henry

Seria: Attache, model: B12 Spear Point


Seria: Titan, model: B09 Kestrel (przód) oraz B12 Spear point (tył)


Seria: Nautilus, model: B09 Kestrel


Seria: Spryte, model: B03 FTB


Home