Strider MFS
Strider Knives to więcej niż po prostu firma produkująca noże. To dziś synonim najtwardszych noży na Ziemi… a wszystko zaczęło się kilkanaście lat temu, gdy dwóch wspaniałych żołnierzy US Army postanowiło zrobić nóż, na którym mogliby polegać koledzy walczący ramię w ramię. Nóż, który by ciął wszystko co wpadnie pod ostrze, przebijał i pruł blachę, a w razie czego służył jako dłuto lub łom. Mick Strider oraz jego kompan Duane Dwayer mieli więc prostą wizję: liczy się tylko końcowy efekt - narzędzie tnące, któremu można powierzyć swoje życie na polu walki. Przepis na sukces to: dobre (oraz co równie ważne sprawdzone w realnych) warunkach materiały na klingę (ATS-34, BG-42 a ostatnio także S30V), obróbka cieplna na najwyższym możliwym poziomie (tym zajął się sam Paul Bos – mistrz mistrzów w tym fachu) oraz funkcjonalność, którą dyktują warunki, w jakich przychodzi operować współczesnym żołnierzom frontowym, komandosom, jednostkom specjalnym… narzędzia Stridera miały być po prostu niezawodne. Jak widać z powyższego, koszty zeszły tu na dalszy plan, co oczywiście dobija się na niemałej cenie noży Mick’a i Duane’a. Na początku chłopcy robili noże wyłącznie na specjalne zamówienie, ale z czasem okazało się, iż popyt wielokrotnie przerasta podaż. Naturalną konsekwencją było więc wprowadzenie podstawowych wzorów do stałej oferty. Od tego czasu firma Strider Knives to pasmo samych sukcesów. Noży jest zwykle mniej niż zamówień, a po najchętniej kupowane modele jak AR, GB, MT-10 czy ostatnio wprowadzony folder SnG należy ustawić się w kolejce… często nawet na ponad pół roku. Czy nie pora więc, aby Mick i Duane zainwestowali w nowe maszyny? W nowych ludzi? Na szczęście nie mają takich planów… po prostu KAŻDY noż, który opuszcza firmę Strider Knives jest robiony i na koniec sprawdzany własnoręcznie przez nich samych – inaczej jak sami mówią, Strider nie byłby nożem, któremu mogliby sami powierzyć zdrowie, a nawet życie, swoje oraz kolegów walczących razem z nimi. A taki nóż nie ma prawa opuścić firmy Strider Knives. Może właśnie stąd płynie sukces Stridera? Przecież to nie są piękne noże… raczej proste, surowe w swojej form - ale najważniejsze jest to, że działają i można na nich polegać! Zawsze! Takie właśnie są noże firmy Strider… |
|||||||||||||
Opisywany tu MFS nie jest nożem stworzonym pod wymagania pola walki, ale jest przedstawicielem nowej serii "narzędzi tnących" przeznaczonych dla cywilnych użytkowników, pragnących bezkompromisowych rozwiązań. MFS jest nożem przeznaczonym do ogólnego użytku w terenie. Nie jest to nóż typowy dla żołnierza, choć na pewno by się sprawdził i w tej roli… ale od tego są inne modele, jak choćby MT czy SA. Model MFS jest za to idealnym nożem dla myśliwych, traperów, osób uprawiających survival czy wielodniowe trekkingi w odludnych rejonach świata. To wreszcie nóż dla każdego, kto wybiera się do lasu, na biwak czy po prostu chce spędzić weekend na wolnym powietrzu. Sama nazwa MFS bardzo dobrze oddaje charakter tego noża - MFS to nic innego jak My First Strider. MFS ma pokazać i przekonać, co potrafi nóż, który wyszedł spod dachu wytwórni Strider Knives. Ale zacznijmy od początku, czyli najpierw konstrukcja. MFS to nóż wykonany z jednego kawałka stali ATS-34 o grubości 0.20" czyli około 5mm. W nowej wersji MFS'a klinga ma 4 cale długości, co moim zdaniem jest bardzo dobrym posunięciem w stosunku do poprzedniej wersji z klingą 3,5 cala. Płaski szlif naniesiony jest ręcznie na całą, sporą z resztą, wysokość klingi (około 1,4 cala) co zaowocowało niedużym kątem zbieżności szlifu a w efekcie wspaniałymi możliwościami cięcia - MFS wręcz płynie przez wszystko, co znajdzie się pod jego ostrzem. Sama krawędź tnąc jest bardzo ostra, lecz pozostawiona bez końcowego wygładzenia (pozostawiono tzw. microserrations czyli mikroząbki) aby zapewnić bardziej agresywną pracę przy cięciu. W nożach tego typu jest to w zasadzie rzecz normalna, gdyż pomaga w większości poważnych, zgrubnych prac. MFS to nie jest nóż do golenia… wolę, żeby jednym cięciem przepołowił grubą konopną linę. Po nadaniu klindze pożądanego kształtu i wybiciu cechy "STRIDER", nóż przekazywany jest do hartowni Paul'a Bos'a - oczywiście na najbardziej zaawansowany z dostępnych tam procesów obróbki cieplnej. To właśnie tam każdy Strider przechodzi wielostopniowe wygrzewanie, dyferencjalne hartowanie wodne i olejowe, odpuszczanie i kriostabilizację w ciekłym azocie. Po takich zabiegach klinga wygląda fatalnie, ale jej właściwości wytrzymałościowe są po prostu bliskie ideału. Po powrocie do Strider Knives klinga (opatrzona już teraz także cechą hartownika - "Bos") jest wstępnie sprawdzana i następuje nałożenie oplotu. Można śmiało powiedzieć, iż oplot znany jako Strider Wrap stał się jednym ze znaków firmowych noży Stridera. Nierozciągliwa linka spadochronowa napinana jest w niewiarygodnie silny sposób. Dość powiedzieć, iż nie byłem w stanie nagiąć żadnego splotu z tego dwuwarstwowego oplotu - jakby był napinany traktorem. Gdy postukałem palcem w oplot, miałem wrażenie, iż tak jak napięta struna przenosi on drgania na klingę - nóż po prostu metalicznie dźwięczał. Nie ma więc szans, aby ten oplot np. ześlizgnął się z rękojeści przy najsilniejszym nawet wbijaniu w coś twardego. Następnie powstają słynne paski, czyli Tiger Stripes. Na początku sądziłem, iż powstają one w procesie nakładania, wypalania czy wytrawiania jakiejś dodatkowej warstwy - nic bardziej mylnego. Po prostu nóż po powrocie z hartowania jest cały czarno-brązowy od hartowania olejowego. Wystarczy więc kilka "maźnięć" piaskarką, aby pokazać znajdującą się pod wierzchnią warstwą stal. Efekt jest bardzo ciekawy, naturalny, a w dodatku pokazuje jak hartowano ostrze (znawca wyczyta z barwy metalu przed i po hartowaniu całą duszę klingi, którą to włożył w stal Paul Bos). Niestety, to wykończenie nie jest specjalnie trwałe, gdyż film węglowo-olejowy pozostawiony po hartowaniu bardzo łatwo się ściera zarówno przy pracy jak i przy wyjmowaniu i chowaniu noża do kydexowej pochwy. Tak więc najczęściej nawet nowe noże przychodzą podrapane na bokach już od chłopaków ze Strider Knives (szczególnie uwzględniając jak powstaje pochwa do tych noży, o czym potem). Ale ponieważ nie ma to najmniejszego wpływu na funkcjonalność, a Strider'a nie kupuje się po to aby go stawiać na półkę, to nikt w branży się tym nie przejmuje. Jak głosi slogan Strider'a, ich noże to "high speed tools for hardcore individuals"… więc w efekcie nikt się nie chrzani z tym, aby dostarczony do dealera i końcowo klienta nóż był bez skazy. Przypomina mi to nieco filozofię Emersona, iż dostaje się narzędzie do roboty a nie do oprawienia w ramki! Ostatnią czynnością jest naostrzenie krawędzi tnącej i nóż jest gotowy. Teraz jeszcze pochwa… w tym wypadku jest to gruby kydex + tec-lock. Pochwa formowana jest indywidualnie na każdym nożu, a nie jak przy masowej produkcji na formie! Tylko bowiem tak można zachować idealne dopasowanie ręcznie wyszlifowanego ostrza i pojedynczych linek w oplocie (tak!) do kydexowej pochwy. Pochwa kształtowana jest tak, aby nóż siedział w niej pewnie, a jednocześnie daje możliwość bezproblemowego i szybkiego wyjęcia MFS'a jedną ręką. Aby zapewnić swobodę noszenia noża w różnych pozycjach Strider zastosował jedyne w tym przypadku logiczne rozwiązanie… tec-lock. Na koniec wszystko jest sprawdzane, zaokrąglane są ostre krawędzie pochwy i nóż może iść do odbiorcy. Tak powstaje ideał. |
|||||||||||||
Teraz trochę realiów… zobaczmy, jak MFS sprawdzi się w rzeczywistych warunkach. Na początek zabrałem go do kuchni, gdyż jak na nóż outdoor'owy przystało nie powinien sprawiać najmniejszych kłopotów z przygotowaniem posiłku w terenie. Prace kuchenne MFS'em to czysta przyjemność. Poczynając od obrania ziemniaków, przez schab aż do przyrządzenia surówki - MFS ze swoim bardzo wysokim, płaskim szlifem nie dał mi najmniejszych powodów do narzekań. Sądzę, iż w przypadku krojenia np. dużego bochenka chleba czy innych sporych produktów przydałoby się może dłuższe ostrze, ale po pierwsze MFS i tak by sobie końcowo poradził, a po drugie testujemy kompaktowego MFS'a, a nie nóż szefa kuchni ;) Po zaliczeniu pierwszego testu przyszedł czas na linki, sznurki, jakieś szmaty itp. - zero problemów. W jeden z weekend'ów zabrałem go do lasu na poważniejszy test ostrza. Cięcie, lekkie rąbanie, struganie i inne leśne prace przebiegały bez zarzutu. Spokojnie można MFS'a zatrudnić do przygotowania drewna na małe ognisko czy do zbudowania szałasu. Oczywiście, wprawna ręka jest niezbędna… ale w takowej MFS na prawdę pokaże co potrafi. Jak już jestem przy rękach to wtrącę małą uwagę na temat oplotu na rękojeści. Otóż jest on niezwykle wygodny w trzymaniu, nie powoduje odcisków czy obtarć nawet przy długiej pracy. Krótkie ostrze MFS'a daje w efekcie świetny balans rękojeść - klinga, co przekłada się na to, iż nóż nie męczy ręki nawet przy cięższych zadaniach, jak rąbanie grubszych gałęzi (do tego proponuję jednak użyć pętlę na rękę, nie ma nic gorszego podczas rąbania niż nóż, który wyleci przypadkowo z ręki). W pewnym chwycie pomagają oczywiście poprzeczne frezy na klindze (pod kciuk i na końcu rękojeści) oraz odpowiednio uformowane zaokrąglenie, w którym opiera się palec wskazujący. Test leśny oczywiście zaliczony. Ostatnim zadaniem było oczyszczenie czterech kupionych na niedzielny obiad dorodnych pstrągów (bo zimą mnie jakoś nie ciągnie do wędkowania). Jak się można było spodziewać praca została wykonana szybko, bezpiecznie i skutecznie. Oplot zapewniał dobry chwyt nawet wtedy, gdy pokryty był krwią i śluzem - wynika to głównie z głębokiej faktury oplotu Strider'a. Oczywiście po takiej robocie czekała mnie mało przyjemna część testu… dokładne umycie rękojeści z krwi i resztek po rybie - nic przyjemnego. Najlepszym narzędziem do tej roboty okazała się szczoteczka do rąk mojej żony, za co z resztą nieźle oberwałem. Nóż można doczyścić bez problemu, i muszę powiedzieć, iż jest to chyba jedyna niedogodność takiego rozwiązania rękojeści. Okładziny z G10 można po prostu umyć pod kranem i już, jednak reszta zalet przemawia moim zdaniem na korzyść oplotu - wygoda, pewność uchwytu, gruba faktura. Na początku zastanawiałem się, czy pod wilgotnym oplotem rękojeść nie będzie pokrywała się rdzą powierzchniową, ale na szczęście pozostawiono tam na powierzchni stali nietkniętą warstwę ochronną powstałą po hartowaniu olejowym, która osłaniana przez oplot zabezpiecza rękojeść przed korozją - także problemu nie ma. Na koniec takich testów zadaję sobie zwykle pytanie, co by było, gdyby dany nóż miał posłużyć mi jako narzędzie do samoobrony? MFS na pewno by się w tej roli sprawdził. Nie jest zbyt ciężki, a przez to jest szybki. Jest ostry, z dobrze penetrującym czubkiem i pewnym chwytem. Dzięki tec-lock'owi można go nosić w poziomie na pasku, a jego wyciągnięcie to ułamek sekundy. Jednak należy pamiętać, że nie po to był stworzony! Jeżeli szukasz narzędzia do samoobrony to raczej pomyśl o RazorBack'u firmy MOD czy dobrym folderze w stylu AFCK. MFS to maszyna przetrwania, świetna również jako przyboczny nóż "tactical & rescue", ale nie jest to maszyna do walki. Czy MFS spełnia założenia jakie towarzyszyły jego powstaniu? Czy jest to wytrzymały, wygodny, wszechstronny nóż, z którym najlepiej byłoby się w ogóle nie rozstawać? Oczywiście, że tak. Ponieważ mam duszę outdoor'owca, to jeżeli tylko mam taką możliwość, każdy wolny weekend i każdy urlop spędzam w górach, na jeziorach czy w lesie (a w każdym razie jak najdalej od miasta). Stąd wiem, że MFS jest nożem wręcz stworzonym dla mnie. Przypinając Strider'a do pasa nie muszę się zastanawiać, czy wybrałem odpowiedni nóż na wypad w nieznane… wiem, że on po prostu nie zawiedzie. Nie jest to tania przyjemność (cena w USA wynosi $200) ale jest to jeden z tych nielicznych noży, kupując który ma się przeświadczenie, że każdy grosz został wydany w najlepszy możliwy sposób. Jeżeli więc wybierasz się w bagna biebrzańskie, w Bieszczady czy w dżunglę Nikaragui… to, jeśli tylko możesz, pomyśl o Striderze. Jest to bowiem nóż, który zadba o ciebie w każdej sytuacji. tekst i zdjęcia: Piter
|