Maxpedition Fatboy Versipack


Zaczęło się od planów i poszukiwań nie za dużego – ok. 25l plecaka EDC. Analizowanie zalet i wad wyrobów Camelbak’a, Eagle, Blackhawk czy Maxpedition na tyle mnie sfrustrowały i zniechęciły (wiecie jak jest ), że postanowiłem temat odłożyć na później. Nie mniej jednak, podczas buszowania po sieci w poszukiwaniu zamierzonego BackPack’a natrafiłem na FatBoy’a Versipacka od Maxpedition.


Zaczął mnie irytować jego fenomen polegający na dużej popularności i niewygórowanej cenie, mając na uwadze renomę i wysoką jakość wyrobów Maxpedition, o czym przekonałem się jako użytkownik Waistpacka M-1. Reasumując, pomimo tego, że FatBoy nie spełniał moich wymagań jako pełne EDC, którego poszukiwałem, postanowiłem go zakupić.


Wybór padł na FatBoy Versipack w wersji kolorystycznej OD Green (ponad to do wyboru były Black, Khaki, Woodland, Camo i Desert Camo). Powód prosty, najczęściej chodzę ubrany w wojskowych odcieniach zieleni i brązu, bojówki, te sprawy. Powinien pasować. Po około 10 dniach oczekiwania otrzymałem niedużą paczkę z niewielkim FatBoy-kiem, którego, jak się później okazało, faktycznie można upchać do wersji „Fat”.


Pierwsze wrażenia po wzięciu w dłonie są jak najbardziej pozytywne – odcień OD Green zrobił bardzo przyjemne wrażenie (wyważony odcień, zupełnie neutralny, komponujący się łagodnie z odzieżą).Wymiary? – pierwsze odczucie – „Dżizes – jakie maleństwo!, jak to się sprawdzi w użytkowaniu?” Fakt, wymiary ogólne podawane przez większość dealerów nie przyprawiały optymizmem. Niestety w dniu przyjścia przesyłki plany były na tyle napięte, że nie starczyło czasu na dokładniejsze zapoznanie się z wyrobem Maxpedition. Jeżeli pogoda pozwoli, postanowiłem zabrać się za dokładne oględziny w weekend, przy okazji krótkiego wypadu ze spinningiem nad rzekę.


I tak się stało. Rankiem w śnieżną a jednocześnie mokrą sobotę postanowiłem, że na krótkie spinningowanie zabiorę (jak zawsze) tylko niezbędne na taki 2-3 godzinny wypadzik rzeczy. I tutaj zaczyna się potok miłych zaskoczeń. Przed spakowaniem dokładnie przyjrzałem się budowie i jakości wykonania FatBoya. „Gruby Chłopiec” przewieszony jest przez ramię szeroką na ok. 5cm, mocną taśmą z w pełni regulowaną luksusowo wykonaną „podkładką naramienną” przytwierdzoną do taśmy na rzepy, którą można w każdej chwili usunąć. Możliwość regulacji jest taka, że wg mnie FatBoya komfortowo mogła by nosić osoba o wzroście ok. 200cm.


Po prawej stronie na ramiączku solidnie przyszyty jest metalowy mini karabińczyk – mini w tym przypadku oznacza „mały, potężny i wytrzymały”, co może brzmi dziwnie, ale bez wahania można do niego przytroczyć ciężki pęk kluczy, bez obawy, że wypną się i zgubią.


Po lewej gustowna, zapinana na zatrzask kieszeń np. na telefon (12,7x3,8x2,54cm). Wszędzie gdzie można się spodziewać działania większych naprężeń, 1000D Nylon wzmocniony jest podwójnymi (a nawet potrójnymi) szwami. Nie ma mowy o wystających „niciach”, nieprecyzyjnie przeszytych zakładkach. Zatrzaski są wykonane z bardzo solidnego, budzącego zaufanie tworzywa. Wszystkie zamki to YKK. Prawdziwy twardziel.


Rozpoczęło się pakowanie: lornetka, aparat fotograficzny, pudełko z przynętami, iPod, multi-tool, dokumenty, trochę gotówki, nóż, ........... – Dopiero wówczas doceniłem i poznałem sens nazwy „FatBoy” Główna część torby składa się z kieszeni głównej o wymiarach 20x16x7,6cm, wewnątrz z dwoma kieszeniami z siatki (na przedniej i tylnej ściance). Główny przedział jest dodatkowo chroniony przez nylonowy rękaw ze ściągaczem, który tworzy dodatkowe zabezpieczenie przez niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi i czyni ją w pełni nieprzemakalną.


Tuż ponad główną komorą, nad klapą zamykającą całość jest płaska zapinana kieszeń idealna do przechowywania ważnych dokumentów, mapy, czy grubszej gotówki. Z przodu kieszeni głównej jest mniejsza, zapinana, o wymiarach 17,78x12,7x3,8cm. Swobodnie może pomieścić kompaktowy aparat fotograficzny (jak w moim przypadku) lub inne przedmioty o zbliżonych gabarytach. Główne komory zamyka wzmocniona podwójnym szwem klapą, z zapinaną na zamek kieszenią na „drobniaki” czy klucze etc.


Ale to jeszcze nie koniec, żeby było bardziej „Fat” – FatBoy, z boku, po lewej stronie (w bezpiecznym użytkowo miejscu) posiada zapinaną na YKK kieszeń o wymiarach 15.24x7,6x3,8cm. Idealna do umieszczenia iPod’a lub innego nośnika danych, GPS, aparatu etc.


Z kolei po prawej stronie mamy zapinaną na rzep (regulowana długość klapki!) kieszeń – 10,16x6,35x2,54cm – świetna do transportowania latarki czy multi-toola. Co można jeszcze dodać, „grubas” oferuje sporo możliwości przytroczenia innych wyrobów Maxpedition – np. mniejszych z serii „waistpack”, czy innych rzeczy w zależności od potrzeb użytkownika. FatBoya w razie potrzeby można dodatkowo przypiąć do paska w celu uniknięcia niewygodnego (czasem niebezpiecznego dla ładunku) podskakiwania, czy uderzania o biodro podczas biegu. Dodam jeszcze, że tył torby przykryty jest miękką siatką, poprawiającą komfort noszenia. Niestety siatka chłonie wilgoć jak gąbka i należy uważać, żeby nie położyć go tą stroną w mokre miejsca. Na plus należy dodać, że tak samo jak szybko chłonie wilgoć tak ją oddaje.


Przez cały, 2-godzinny pobyt nad wodą, z wypakowaną torbą, nie lekką torbą - ramię nie odczuło najmniejszego zmęczenia. Pełen komfort z bardzo łatwym dostępem do wszystkich z kieszeni. Reasumując muszę stwierdzić, że pomimo innych planów, zakupiłem bardzo wysokiej jakości wyrób, wykonany z „topowych” materiałów, którego zastosowanie i przydatność widzę w coraz to większej perspektywie – zarówno w warunkach miejskich jak i w bezpośrednim kontakcie z przyrodą, jak to miało miejsce w przypadku tego testu.


Z racji tego, że FatBoy spełnił więcej niż od niego oczekiwałem po zapoznaniu się z opisami i dokumentacją od producenta, nie mam się do czego przyczepić i z pełną odpowiedzialnością mogę go polecić jako „MINI EDC” do maksi zastosowań.

tekst i zdjęcia: RaF


Home