Blade Show 2004 – vol. 2


Zaczyna się wieczór... na zakrytym hotelowym „dziedzińcu” zaczyna się zbierać wiara. Dziś króluje tu dobra whisky, cygara oraz... lokalne alkohole przywiezione tradycyjnie przez osoby przybywające z zagranicy. Oczywiście nie mogłem przyjechać do Atlanty z pustymi rękoma. W mojej walizce znalazło się troszkę miejsca na ¾ litra „Żubrówki”, którą obiecałem już wcześniej jednemu z moich ulubionych knifemakerów... i jak widać na drugim zdjęciu, Trace Rinaldi nie ukrywał zadowolenia. Ale wieczór dopiero się rozpoczynał. Po pierwszym drinku z Tracem postanowiłem wybrać się na jakąś kolację, gdyż w ciągu dnia szkoda było każdej minuty na takie drobnostki. A ponieważ chłopaki z firmy TAD Gear oraz Josh ze Strider Knives zaprosili mnie abym wybrał się z nimi do meksykańskiej knajpy to z przyjemnością się zgodziłem.


 

Po kolacji impreza była rozkręcona już na dobre. Przy stoliku razem z Susan (Buck Knives), Tomem Mayo oraz Duane’m Dwyerem chyba z godzinę przegadaliśmy o nożach (bo o czym innym, czyż nie?) i ogólnych wrażeniach po całym dniu. Następne zdjęcie to już Duane Dwyer i nóż, który zrobił dla mnie. Tuż przed Blade Show rozmawialiśmy  jego modelu D-AL i jego mniej taktycznych zastosowaniach. Od dawna bowiem widziałem ten nóż nie jako „tactical” ale jako nóż użytkowy na wszelkie terenowe wypady. Duane powiedział mi przez telefon, iż niestety jest już za późno i nie ma szans aby w ciągu 3 tygodni zrobił dla mnie nóż... jednak wieczorem, po pierwszej pincie Guinnessa, zapytał mnie czy wiem co dla mnie ma. Nawet nie próbowałem zgadywać... a wtedy poszedł do pokoju i przyniósł to, co widać na drugim zdjęciu! „Terenowa” odmiana D-AL. O poszerzonym ostrzy, wyższym niż wersja taktyczna szlifie i rękojeścią wykonaną z woskowanego drewna cocobolo. Wow, to jest nóż! Duane, you’re the man! A jednak zdążył go dla mnie zrobić! Następne piwko z Peterem Atwoodem. To on zaraził mnie drobiazgiem zwanym Pry-Baby, który od czerwca już nie raz udowodnił mi, iż do podważania różnych rzeczy, otwierania kapsli czy wyciągania gwoździ i pinesek są lepsze narzędzia niż czubek Sebenzy ;)


 

A tutaj See2 oraz Ken Brock rozprawiają nad nowym folderkiem Toma Mayo. Mayo jak to Mayo... ideał o rękojeści z tytanu. Sam Tom spędził sporą część wieczoru z Kitem Carsonem, który z przyjemnością zaprezentował mi uśmiech prawdziwego cowboya (fotka nr dwa). Jednak w towarzystwie Kena Oniona zmienił swoją twardą postawę... a może to efekt „Żubrówki” połączonej z kubańskim cygarem? Kto wie... w każdym razie było wesoło.


 

Ken Onion ze swoją żoną i Audrą Draper, pierwszą kobietą z tytułem ABS Master Smith. A poniżej ja, Audra Draper, jej mąż Mike (tak, też kuje noże rzecz jasna) oraz przemiła żona Kena Oniona. A na ostatniej fotce John Fitch, który potrafi jednym uderzeniem swojej potężnej, niedźwiedziej łapy uzbrojonej w wykuje ręcznie ostrze Bowie, przeciąć sosnową krokiew o wymiarach 2x4 cale! Tak, to decha o przekroju 5x10cm... i potrafi zrobić to jednym mocnym cięciem! Wieczór skończył się dla mnie około 3 w nocy, gdy zmęczony jak pies (ale jakże szczęśliwy) zwaliłem się na łóżko w hotelowym pokoju.


 

Zaczyna się kolejny dzień Show... Na początek zawitałem na stoisku Stridera, gdzie Duane Dwyer i Ken Onion wspominali jeszczed wieczór. Następne zdjęcie to już Wally Watts, jeden z najlepszych makerów specjalizujących się w klasycznych składanych nożach wieloostrzowych, także w reprodukcjach noży z XVIII oraz XIX wieku. Jego ulubiony wzór to dwuostrzowy „Trapper”. Aktualnie czas oczekiwania na zamówiony u niego nóż wg własnej specyfikacji materiałowej to około 2 lata i więcej. Na ostatnim zdjęciu z tej grupy Master Smith Jerry Fisk, jedna z najważniejszych osób w stowarzyszeniu American Bladesmith Society i bez wątpienia osobistość całego świata noży. Jerry jest współtwórcą zawodów „Sharp Man”, gdzie mistrzowie prezentują zarówno możliwości swoich noży, jak też technikę posługiwania się nimi w praktyce. Cięcie desek, ścinanie wolno wiszących lin, rozcinanie wolno stojących pustych puszek po coli czy butelek PET... a po wszystkim nóż musi być w idealnym stanie. W tym roku na finałach w Atlancie podczas Blade Show zwyciężył Reggie Barker i jego dziesięciocalowe bowie kute ze stali węglowej.


 

Joe Flournoy jak zwykle pogodny i uprzejmy. Z przyjemnością zamieniłem z nim kilka słów i podziwiałem kute ręcznie noże. Joe jest utytułowanym makerem z tytułem Master Smith – czyli po prostu mistrz. A na trzecim zdjęciu Theuns Prinsloo z Afryki Południowej. Jego niewielkie użytkowe noże wykonane są z taką pieczołowitością i smakiem, że nie mogłem się oprzeć pokusie i kupiłem jeden dla siebie a drugi dla mojego przyjaciela, który pół roku wcześniej wyjechał do USA. Ostrze ręcznie satynowane, tappered tang, okładziny z kości żyrafy i pochwa z bawolej skóry. Na jesienne pstrągowe wyprawy będzie w sam raz.


 

A tutaj już sam Walter Brand, którego szlif nie ma sobie równych. Kilka lat temu współpracował dość ściśle z Microtechem, a spod jego ręki wyszły takie klasyki jak Nemesis, Combat Talon II czy Kestrel. Poniżej wspomniana wcześniej Audra Draper i jej noże o wdzięcznej nazwie „cowgirl”. Noże te mają ręcznie kute klingi, zaś rękojeści wykonane są z tytanu i rogu lub kości. Już w samym kształcie widać pewną myśl zaczerpniętą z noży Kena Oniona... i nie bez przyczyny. Audra spędziła kilka tygodni na Hawajach u Kena, ucząc się pod jego okiem robienia składanych noży. Ale jak przystało na Master Smith’a klingi noży są oczywiście kute, co z resztą widać w ich kształcie.


 

Gil Hibben, postać znana chyba wszystkim, którzy nieco bardziej zgłębili temat noży. Projektant noży, wykonał między innymi nóż oglądany w filmie Rambo III. Ale poza projektowaniem zajmuje się ręcznym wykonywaniem noży na zamówienie, takich ten prezentowany myśliwski nóż z rękojeścią z rogu bawoła rzeźbioną na kształt łodygi ratanu. Piękna robota. Poniżej Gene Baskett, i jego składaki z okładzinami zrobionymi z... okładzin klasycznego Colta 1911 „Government” .45 ACP. Pomysł ciekawy, bardzo estetycznie wykonany i niezwykle chwytliwy w USA, gdzie duch „starej dobrej czterdziestki-piątki” jest i będzie zawsze na topie wśród miłośników broni palnej.

 

 

 


 

A to już noże z japońską duszą wykonywane przez młodego makera, Steve’a Isabell’a. A poniżej Kit Carson, Ida Strippling oraz Ken Onion losują szczęśliwca, który otrzyma najnowszy nóż Kena o nazwie „Habu”, wyceniany już na ponad dziesięć tysięcy dolarów! Nóż ten jest dość specjalnym podarunkiem Kena dla wszystkich knifemakerów będących w potrzebie. Otóż Ken zapoczątkował tym nożem działanie fundacji na rzecz twórców noży, gdyż aby wziąć udział w losowaniu „Habu” noża należało zakupić los w cenie 100 USD. Podczas losowania okazało się, iż fundacja zebrała w ten sposób kapitał początkowy w wysokości ponad 50 tysięcy dolarów, co jest niebagatelną sumą.


 

Przyszła wreszcie długo oczekiwana chwila... losowanie noży „custom” Emersona. Ernest Emerson jest obecnie jednym z najpopularniejszych knifemakerów jeśli chodzi o ręcznie robione taktyczne noże. Stąd ilość chętnych do kupna przekracza zwykle wielokrotnie ilość dostępnych noży. Tak było i tym razem... na wykonane specjalnie do Atlanty około 50 różnych noży Emersona chętnych zgłosiło się prawie pół tysiąca! Każdy mógł wrzucić jeden los do urny, a po wylosowaniu podejść i zakupić jeden z leżących jeszcze na stole noży. Tak więc każdy miał równe szanse. Oczywiście nie omieszkałem wrzucić swojego losu, jak mógłbym nie dać sobie szansy. Zaczyna się, Derek Russel z Emerson Knives ogłasza zakończenie przyjmowania losów i zaczyna się losowanie... Po około 30 losowaniach słyszę nagle swoje nazwisko. Yesss... mam swojego Emersona od Emersona. Chwila rozmowy z Ernie’m, krótka przymiarka do kilku noży i CQC7 ląduje w mojej kieszeni... ale dla wyrównania balansu niestety ostro odchudzam portfel.

 


 

Po rozlosowaniu noży Emerson ogłasza, iż spośród wszystkich, którzy wzięli udział w losowaniu zostanie wylosowany szczęśliwiec, który dostanie w prezencie od Eriniego specjalny nóż – model „Rhino”. Mówiąc w skrócie „Rhino” to nóż, którego powstało w sumie tylko 10 sztuk. Kilka z nich jest w rękach kolekcjonerów, kilka Ernie podarował swoim przyjaciołom z oddziałów specjalnych, a dziesiąta sztuka (i jedyna z okładzinami żłobionymi na wzór okładzin do Colta 1911) zaraz zostanie komuś wręczona. Chris, kolega ze Szwajcarii przed chwilą chciał odejść myśląc, iż to już koniec... jakoś umknął mu taki „drobny” szczegół jak losowanie Rhino. Zatrzymałem go za ramię i powiedziałem żartobliwie „Chris, nie chcesz Rhino, czy co?”. Cóż... trafiłem w dziesiątkę! Po wyjęciu kartonika Ernie odczytał jego nazwisko. Oczywiście brawa, radość, generalnie fantastyczna atmosfera. Na koniec dodam tylko, iż wartość rynkowa noża oceniana jest na 6 do 10 tysięcy dolarów, zależnie od tego jak poprowadzi się negocjacje z chętnymi, którzy wręczyli swoje wizytówki Chrisowi zaraz po losowaniu.


 

Pora na zmianę klimatów. Dla lekkiego odetchnięcia po emocjach losowania wybrałem się pooglądać „inne” noże, jak choćby te wykonane z obsydianu. Rogowa rękojeść, klej kostny i odpowiednio obłupany kamień... oczywiście noże te tną, a nawet golą. Krawędź  takiego kamiennego noża jest niezwykle ostra. Bram Franks... to nazwisko zna każdy, kto rozumie filozofię noża Spyderco Gunting. Bram stworzył nóż, dzięki któremu można skalować sposób obrony od dźwigni i ucisków, przez ciosy zamkniętym nożem wykorzystując „ostrogę” na ostrzu, aż po cięcia w sytuacjach ekstremalnych. Opanowanie techniki u Brama jest po prostu niesamowite... wręcz zatrważająco skuteczne. W trakcie kilku improwizowanych sparringów wystarczało mu zaledwie kilka sekund, aby przy pomocy zamkniętego lub otwartego Guntinga nie tylko obronić się przed atakiem, ale też całkowicie zneutralizować zagrożenie w całkowicie „bezkrwawy” sposób. Cios, przejęcie, dżwignia – ot i cała filozofia. Ale w jakim wykonaniu!


 

Znów stały przystanek czyli stoisko Strider Knives. Na początek dwa noże „custom” z ostrzami utrzymanymi w klimacie noży Randall Knives – po prostu klasyczne kształty fighterów w wykonaniu Micka i Duane’a. Sam nie wiem, który z nich bardziej przypadł mi do gustu. Ale na stoisku Stridera przygotowana była jeszcze jedna niespodzianka, otóż każdy, kto pojawił się w dniu dzisiejszym z tatuażem zawierającym logo firmy otrzymywał w prezencie nóż Strider WP w wybranej przez siebie wersji! Oczywiście każdy tatuaż był sprawdzony pod względem autentyczności, ale nie sądzę, aby ktokolwiek chciał zadzierać z byłymi komandosami pokazując malowanki zamiast tatuażu. Poniżej Big Dave pozuje do zdjęcia ze swoim nowym nożem WP Spear Point i tatuażem Strider Knives.


 

Ale to nie koniec atrakcji! Mick i Duane losują szczęśliwca, który za chwilkę otrzyma od nich prototyp nowego noża Strider CP. Niestety, tym razem szczęście się do mnie nie uśmiechnęło... a poniżej szczęśliwy zwycięzca ze swoim nowym ostrzem. Na koniec zrobiłem jeszcze fajne zdjęcie Mickowi razem z jego toporem i poszedłem oglądać zawody Sharp Man Contest w cięciu, rąbaniu, siekaniu, gdzie rywalizują ze sobą mistrzowie kucia dużych noży „bowie”. Niestety, z przyczyn technicznych nie mam zdjęć z tego wydarzenia. Zwycięzcą, jak już wspominałem, został Reggie Barker i jego kuty nóż ze stali O1. Jako ciekawostkę dodam, iż trzecie miejsce zajął Jerry Lairson ze swoim nożem wykutym ze stali damasceńskiej, przy pomocy, którego zdeklasował wielu utytułowanych kowali z nożami z wysokowęglowych stali narzędziowych. Potwierdza to jednoznacznie fakt, iż dobrze skuta i zahartowana stal damasceńska daje ostrze nie tylko piękne, ale też bardzo wytrzymałe i doskonale sprawdzające się w ciężkiej pracy.

 


 

Część wystawowa dnia dobiegła końca, ale najważniejsze miało dopiero nastąpić... dzisiejszy wieczór wypełni Blade Show Banquett. Jest to bez wątpienia najważniejszy wieczór w roku dla całego świata nożowego. Na bankiecie spotykają się osobistości świata noży, producenci i najwybitniejsi twórcy. Niestety, jest to impreza zamknięta dla szerokiej publiczności i do wejścia upoważniają jedynie imienne zaproszenia. Jakże jednak miłe spotkało mnie zaskoczenie, a raczej zaszczyt, gdy Anne i Chris Reeve zapytali mnie, czy będę ich gościem na bankiecie! Wieczór rozpoczął się przemówieniem, podczas którego przypomniano gościom najważniejsze wydarzenia nożowe minionego roku. Później zaproszono nas na wspaniałą kolację, po której nastąpiła zasadnicza część wieczoru, czyli przyznanie nagród „Blade Magazine Awards”, nazywanych Oskarami w świecie noży. Najpierw jednak przyznano honorowy tytuł „Blade Magazine Hall Of Frame Memeber” (zarezerwowanych dla osób najbardziej zasłużonych dla rozwoju i krzewienia „kultury noża”), który w tym roku otrzymał Michael Walker, jeden z najbardziej wpływowych twórców i wynalazca blokady LinerLock, którą zwolnił z praw patentowych i „podarował” wszystkim wokoło. Aby uzmysłowić sobie wagę tego faktu wystarczy się zastanowić gdzie bylibyśmy dzisiaj bez blokady LinerLock... tak więc ja też chylę czoło przez Michaelem Walkerem! Nagrody „Blade Show Awards” przyznaje się w kilkunastu kategoriach. Dla mnie najważniejsze były dwie z nich: dla firmy Microtech (kategoria „American-made knife of a year”) za doskonały nóż MTX2 oraz dla Chrisa Reeve’a w kategorii „Manufacturing Quality Award”. Cóż, czwarta już nagroda za jakość noży przyznana dla Chrisa Reeve’a potwierdziła tylko to, co większość z nas wie od dawna – to najlepiej wykonywane noże na świecie, absolutna dokładność w obróbce, hartowaniu, funkcjonalności i doborze materiałów, co przekłada się oczywiście na użytkowość oraz przyjemność z pracy tymi doskonałymi narzędziami. Cóż jeszcze mogę dodać... to było niezwykłe przeżycie i nigdy nie zapomnę tego wieczoru, spędzonego przy stoliku z Chrisem, Anne, ich synem oraz Billem Harsey’em, a także moim najlepszym przyjacielem Maćkiem, który przyleciał do Atlanty z drugiego końca Stanów Zjednoczonych, aby spotkać się ze mną po półrocznej przerwie i przypomnieć sobie stare czasy. Niezapomniany wieczór! Niestety, podczas samego bankietu przyjęte jest, iż nie wykonuje się zdjęć (co oczywiście uszanowałem) ale nie omieszkałem zrobić kilku zdjęć zaraz po samym bankiecie. Poniżej „zwycięski team” w komplecie (Chris Reeve z rodziną, Bill Harsey oraz Tony Marfione z żoną i synami... oraz ja i nieco zasłonięty Maciek. A potem celebrowanie do rana! Starzy kumple Bill, Tony i Chris, oraz osobisty nóż Chrisa Reeve’a... full-custom zrobiony przez niego samego ze stali BG42 i tytanu. Piękna rzecz, lecz niestety nie na sprzedaż.


 

Mick i Duane tuż po bankiecie.... tutaj wspominają zmarłego tej nocy prezydenta Ronalda Regana. Poniżej Duane przy fortepianie, i to całkowicie serio, gdyż poza nożami i strzelectwem interesuje się także muzyką poważną i jak widać sam gra! A Mick, cóż... wesoły jak zawsze...


 

Już w barze, razem z kilkoma bardzo cenionymi przeze mnie makerami: Neil Blackwood, Greg Lightfoot i Jerry Hossom. Greg dzieli też moją drugą pasję, gdyż z zamiłowaniem strzela z broni pneumatycznej. Choć ma w swoim arsenale także ostre karabiny, to najczęściej można go zobaczyć na jego ranczu w Kanadzie z Webleyem Raiderem kal. 5,5mm, który jest aktualnie jego ulubionym karabinkiem do strzelania wiatrówkowego na dużym dystansie.


 

Zaczyna się ostatni dzień… Na początek składamy podpisy na gipsie Jerry’ego Hossoma (tu akurat Mick Strider). Niestety, chwila nieuwagi przy polerce kosztowała go poważną kontuzję nadgarstka – nawet przy takim doświadczeniu jak Jerry’ego należy zachowywać absolutną ostrożność w warsztacie! Niżej jeden z najsympatyczniejszych makerów, R.J.Martin, wyjaśnia mi detale szlifu recurve, w którym R.J. jest bez wątpienia specjalistą. Co ciekawe nadal uważa moje zdjęcia noża Rampage za najlepsze ujęcie filozofii tego ostrza (thanks man!)... a na trzecim zdjęciu Paul Bos i Rob Patton, świeżo upieczony ABS Journeyman Smith specjalizujący się w DUŻYCH nożach bowie. Na koniec Charles Marlowe i jego taktyczny folder średnich rozmiarów – dobra robota!


 

Noże tradycyjne trzymają się mocno... klasyczne scyzoryki firmy „W.R. Case & Sons Cutlery Co.”, znanej po prostu jako „Case Knives”, we wszystkich możliwych kształtach, wersjach, wykonaniach, kolorach. Poniżej również scyzoryki Case, w tym także moja ulubiona seria z okładzinami z barwionej na zielono kości - „John Deere”. A na końcu stare kute noże Scagel’a... a każdy z nich wart od kilku do kilkunastu tysięcy dolarów! O ile oczywiście ktoś zechce wypuścić jeden z nich ze swojej kolekcji, które były wystawione na Blade Show.


 

Dwie ciekawostki. Pierwsza to scyzoryk połączony z pistoletem. Tego typu ręcznie wykonywane hybrydy zdobywają coraz większą popularność wśród kolekcjonerów w USA. A poniżej najostrzejsze noże na Blade Show, prezentowane przez pewnego Nepalczyka. Każdy z jego kuchennych noży, już po zakupieniu, był ostrzony starą nepalską metodą przy pomocy deski, wody i kamienia. Powiem tylko tyle, że po naostrzeniu noże te przepływały przez kartkę „testową” rozcinając ją na pół bez najmniejszego oporu z lekkim dzwoniącym dźwiękiem. Po prostu ostrość ostateczna, a technika tego człowieka w ostrzeniu nie ma sobie równych.


 

Tuż przed opuszczeniem Blade Show zagadnął mnie i Maćka na chwilkę Ernest Emerson. Pokazał nam coś, co przyprawiło mnie o szybsze bicie serca. Najnowszy, jeszcze nie prezentowany wcześniej prototyp noża opartego na nożu CQC5 ale z ostrzem drop-point i w wersji nieco „ucywilizowanej”. To nóż dla osób, które chciałyby mieć przy sobie „Emersona” lecz chodzenie z taktyczną maszyną typu CQC7 czy Persian byłoby na co dzień zbyt niepoprawne. Ale taka elegancka wariacja na temat CQC5 to już zupełnie coś innego! Piękny, lecz mocny, nóż osobisty. Sam nie mogę się doczekać premiery. Co ciekawe, nóż będzie produkowany nie przez Emerson Knives ale przez inną firmę, znaną z pięknych, doskonale wykonywanych noży, robionych w krótkich seriach, oraz z noży „semi-custom”. Niestety nie mogę powiedzieć jaką. Ale na szczęście po krótkiej rozmowie Ernie zgodził się na opublikowanie zdjęcia tego noża w mojej opowieści o przygodzie w Atlancie.


 

I tak zakończyła się moja przygoda na Blade Show 2004. Pojechałem na lotnisko, wsiadłem w samolot i znów prawie dwudziestogodzinna podróż do domu. W sumie pięć wspaniałych, lecz totalnie wyczerpujących dni (spory udział w tym miała zmiana strefy czasowej) i opłakany bilans na koncie. Czy było warto? Cóż, zawsze marzyłem o tym, aby wziąć udział w tym wydarzeniu. Od kiedy dowiedziałem się o czymś taki jak Blade Show postanowiłem, że kiedyś się tam znajdę. I w końcu tego dokonałem! To w końcu moja pasja... :)

tekst i zdjęcia: PiterM


 

Home